Historia Brittany Poppe pokazuje, jaki życiowy chaos i spustoszenie wprowadza aborcja. Ci, którzy wskazują kobietom przerwanie ciąży jako rzekome rozwiązanie ich problemów, wpędzają je w jeszcze większe problemy.
W wieku 17 lat Brittany była w związku z nieodpowiednim chłopakiem. Nie przestrzegał zasad, nie pasował do stylu życia jej rodziny, która go nie akceptowała. Dziewczyna prowadziła więc podwójne życie, ukrywając swoją relację przed rodzicami.
Kiedy odkryła, że jest w ciąży, zdecydowała się ją przerwać. Wydawało się jej, że to jedyne rozwiązanie, aby jej podwójne życie nie wyszło na jaw. Była wystraszona i bała się konfrontacji z rodzicami.
Sprawy jednak przyjęły nieoczekiwany dla niej obrót, gdyż jej źle wychowany chłopak zadeklarował, że chce tego dziecka, że ożeni się z nią i wszystko się jakoś ułoży. - Uczył się na mechanika i był przekonany, że będzie miał środki, aby nas utrzymać – opowiada Brittany. – Jego mama sama zaszła w ciążę, gdy miała kilkanaście lat, więc był pewny, że my też damy radę. Jednak ja tak nie uważałam. Nie chciałam, żeby wszystkie moje tajemnice i kłamstwa wyszły na jaw.
Dlaczego? Otóż dla Brittany, wychowywanej w duchu wartości chrześcijańskich, ważniejsze było zachowanie pozorów, tymczasem jej chłopak z tego tzw. złego domu miał właściwie ukształtowane sumienie. Niestety ostatecznie przeważyło zdanie dziewczyny: - On czuł się bezsilny i w końcu pogodził się z faktem, że nie chcę kontynuować ciąży – powiedziała.
To, że dziewczyna lekceważy wartości, które przekazali jej rodzice, że zagłusza sumienie, jest czymś ewidentnie złym. Jeszcze większym problemem jest jednak to, że w większości zachodnich społeczeństw takie postępowanie interpretowane jest jako przejaw wyzwolenia i wolności. Zamiast pomóc młodej, zdezorientowanej i przerażonej dziewczynie wrócić na właściwą drogę, cyniczny personel placówek aborcyjnych utwierdza ją w przekonaniu, że zabicie własnego dziecka rozwiąże jej problemy.
Ułatwimy to!
Kiedy Brittany zadzwoniła do placówki aborcyjnej i powiedziała personelowi, że nie ukończyła 18 lat, poradzono jej, aby postarała się o sądowe orzeczenie, że może dokonać aborcji bez wiedzy i zgody matki.
- Personel placówki aborcyjnej sprawił, że złożenie wniosku o takie sądowe orzeczenie było banalnie proste – powiedziała Brittany. - Zabrali mnie do sądu i zajęli się wszystkim za mnie. Nie musiałam nic robić.
Jej chłopak, wbrew samemu sobie, zawiózł ją do placówki aborcyjnej i zapłacił za tzw. usługę.
- Musiałam opuścić zajęcia szkolne, więc skłoniłam koleżankę, żeby udawała moją matkę. Tak zdobyłam usprawiedliwienie i nie wzbudziłam żadnych podejrzeń.
Brittany wybrała aborcję chirurgiczną, bojąc się, że pigułka wywołałaby poronienie u niej w domu i w ten sposób wszystko by się wydało. Aborcję wspomina jako olbrzymią traumę. Pomimo wielkiego bólu nie otrzymała środków przeciwbólowych.
- Lekarz, który przeprowadzał aborcję, powiedział mi, żebym poruszała palcami u nóg, bo to naturalny środek przeciwbólowy, ale to nie przyniosło mi żadnej ulgi – wspomina.
Późniejsza opieka medyczna w placówce aborcyjnej ograniczyła się tylko do instruktażu antykoncepcyjnego i wydania recepty na pigułki antykoncepcyjne, pomimo jej oporu.
Życie w kawałkach
Wychodząc z placówki aborcyjnej Brittany zobaczyła osoby, które modliły się przed wejściem. - Widziałam ból na ich twarzach. Spojrzałam w oczy księdzu, który patrzył na mnie z takim smutkiem, ale także ze współczuciem, kiedy klęczał i modlił się. Wiedziałam, że to, co zrobiłam, było złe i czułam się winna.
Dwa miesiące później matka Brittany odkryła jej sekret. Była zdruzgotana, gdy dowiedziała się, że życie jej pierwszego wnuka zostało zniszczone w placówce aborcyjnej. Brittany nie była w stanie wytrzymać tej konfrontacji, więc przeniosła się do placówki opiekuńczo-wychowawczej. Jej relacja z chłopakiem trwała nadal. Następnie poszła na studia, ale jej życie coraz bardziej rozpadało się na kawałki. Zmagała się z nadużywaniem alkoholu i dokonywała coraz gorszych wyborów. – Nie radziłam sobie dobrze na studiach. Po prostu nigdy nie wykorzystałam swojego potencjału – wspomina.
Druga ciąża: wszystko wróciło
Dziesięć lat po aborcji Brittany wyszła za mąż. Ale tłumione poczucie winy i wstyd, które nosiła w sobie przez dekadę, wypłynęły na powierzchnię podczas drugiej ciąży.
- Czułam, że nie zasługuję na to, aby zostać matką – powiedziała. – Miałam przerażające przeczucie, że coś stanie się ze mną lub z moim dzieckiem. Doświadczyłam krwotoku poporodowego, który, jak powiedzieli mi lekarze, mógł być związany z aborcją.
Pogrążając się w depresji, Brittany zmagała się z myślami samobójczymi – wydawało się jej, że tylko śmierć może ją uwolnić od cierpienia.
Ostatecznie zwyciężyła wola życia, ale problemy psychiczne i zdrowotne pozostały.
Uleczenie przez przebaczenie
Brittany zapisała się do chrześcijańskiej grupy terapeutycznej dla kobiet po aborcji Przebaczenie i uwolnienie. Tam w końcu odnalazła wewnętrzne uzdrowienie, którego tak bardzo pragnęła przez wszystkie te lata. Zrozumiała także, że teraz powinna dzielić się swoją historią z innymi kobietami, aby tłumaczyć im, że zasługują na coś lepszego niż fałszywa pomoc, którą oferują im placówki aborcyjne.
- Zaczęłam prowadzić podcast «Uzdrowienie z aborcji dla chrześcijańskich kobiet», aby przekazywać innym, że jest nadzieja. Chciałam pomóc innym kobietom nie tkwić w smutku i wstydzie, tak jak ja, i odkryć Bożą miłość do nich.
Jej podcast jest obecnie jednym z najpopularniejszych chrześcijańskich podcastów na świecie. Brittany Poppe stara się pomagać innym kobietom, aby nie wpadły w tę samą pułapkę, co ona. Uważa za swą misję uświadamianie o spustoszeniu, jakie niesie ze sobą aborcja.
- Ważne, aby chrześcijańscy proliferzy nie stygmatyzowali kobiet, które popełniły aborcję, ale okazywali im współczucie - mówi Brittany.
Wskazuje jednocześnie, jak wielką krzywdę wyrządzają nastolatkom placówki aborcyjne, które bez problemu uzyskują dla nich sądowe orzeczenia pozwalające na dokonanie aborcji bez wiedzy i zgody rodziców.
Więcej informacji TUTAJ
Źródło: Live Action/Opoka, opracowanie własne – 27 czerwca 2025 r.