Od co najmniej kilkunastu lat można zaobserwować zjawisko zmniejszania się liczby ludności Polski. W ostatnich latach systematycznie maleje ilość urodzeń w naszym kraju – w ubiegłym roku urodziło się jedynie 252 tys. dzieci. Jednocześnie liczba zgonów od kilku lat utrzymuje się na poziomie powyżej 400 tys. rocznie. Współczynnik dzietności w Polsce w 2024 r. wyniósł zaledwie 1,099. Jeśli ten trend się utrzyma, to według danych GUS za rok bieżący, w 2060 roku liczba ludności naszego kraju może spaść do 28,4 mln. Jak wpłynie to na funkcjonowanie państwa oraz obywateli?
Jak zmieniała się liczba ludności Polski na przestrzeni ostatnich 35 lat?
W 1990 roku liczba ludności naszego kraju wynosiła nieco ponad 38 milionów. Wartość ta utrzymywała się na stabilnym poziomie przez kolejne kilkanaście lat, jednak od kilku lat uwidocznił się wyraźny trend spadkowy. W pierwszym kwartale 2023 roku według danych Głównego Urzędu Statystycznego liczba Polaków spadła poniżej 38 mln i nadal spada.
Jakie czynniki wpłynęły na to, że Polaków ubywa?
Przede wszystkim dlatego, że więcej naszych rodaków umiera niż się rodzi. Widać to w statystykach. Jeszcze w 1990 roku liczba dzieci, która przyszła na świat w Polsce, wyniosła 547,7 tysięcy. Wartość ta w kolejnych latach spadła do poziomu poniżej 400 tysięcy, by w latach 2008-2010 przekroczyć pułap 400 tysięcy. Od tego czasu liczba urodzeń w naszym kraju ponownie oscylowała w wartościach poniżej 400 tys. rocznie (wyjątek – 2017 rok, kiedy to urodziło się w Polsce 402 tys. dzieci). W ostatnich kilku latach liczba urodzeń w Polsce zaczęła już jednak wyraźnie pikować w dół. Według danych GUS w ubiegłym roku na świat przyszło zaledwie 252 tys. Polaków. W pierwszych trzech kwartałach bieżącego roku Urząd odnotował ok. 181 tys. urodzeń. To o około 11 tys. mniej niż̇ w analogicznym okresie ubiegłego roku, co oznacza że negatywny trend zostanie podtrzymany. O skali zapaści pod względem liczby urodzeń w naszym kraju może świadczyć fakt, że w pierwszym półroczu 2025 roku było w Polsce aż 11 gmin, gdzie nie przyszło na świat ani jedno dziecko!

W przypadku liczby zgonów w Polsce rocznie, od roku 1990 do 2020 roku utrzymywała się w przedziale 390-405 tys., z niewielkimi wahaniami. W 2020 roku zmarło w naszym kraju ponad 477 tys. osób, co wiązało się z pandemią COVID-19, a w związku tym – z ograniczaniem społeczeństwu dostępu do służby zdrowia, co powodowało opóźnianie leczenia m.in. chorób onkologicznych i układu krążenia. Rok później ta statystyka okazała się jeszcze bardziej dramatyczna – odeszło z tego świata niemal 520 tys. Polaków. Natomiast w ubiegłym roku zmarło prawie 409 tys. osób. Według danych GUS przyrost naturalny za ubiegły rok wyniósł niemal -157 tysięcy. Zresztą, ujemna wartość przyrostu obserwowana jest w naszym kraju od ponad dekady.
O skali demograficznej katastrofy w Polsce świadczy również fakt, że w pierwszym półroczu 2025 roku tylko w sześciu powiatach odnotowano więcej urodzeń niż zgonów.
Według przeprowadzonych badań aż 30 proc. kobiet, które przyszły na świat w Polsce w 1981 roku nie urodziło ani jednego dziecka. Ten trend jest rosnący – zwracał uwagę w „Rozmowach niedokończonych” w TV Trwam ekspert ds. demografii, Mateusz Łakomy.
– Po 40. roku życia, jak wiemy, urodzeń jest już bardzo mało, więc możemy sobie uprościć i powiedzieć, że tych dzieci już więcej nie będzie – bezdzietność w tym roczniku sięgała 30 procent. (…) To znaczy, że 30 proc. kobiet, które urodziły się w roku 1981, nie doczekało się ani jednego dziecka. (…) To jest bardzo wysoki odsetek, ale uwaga – on był rosnący! I my widzimy, jak są obecnie badania już na młodszych rocznikach, ile w wieku 25 lat albo w wieku lat 30 ma się przeciętnie dzieci, to te roczniki obecnie, mające tyle lat, mają tych dzieci jeszcze mniej niż rocznik 1981 czy wcześniejszy – zwrócił uwagę Mateusz Łakomy.
Ekspert, zapytany o przyczynę tak wysokiego poziomu bezdzietności, wskazał przede wszystkim na trudność wejścia w związek.
– Jeżeli nie stworzyliśmy nigdy pary, rodziny, małżeństwa, to właściwie możemy powiedzieć, że nie będziemy mieli dzieci. Oczywiście zdarza się takie samotne rodzicielstwo z jakiejś przypadkowej relacji, natomiast to jest bardzo rzadkie. (…) Żeby myśleć o dzieciach, trzeba mieć pewne poczucie bezpieczeństwa, pewne poczucie wsparcia i też takie poczucie, że jednak i ojciec i matka wspólnie zajmują się różnymi rzeczami związanymi z domem, opieką nad dziećmi czy szukaniem środków materialnych – zaznaczył gość TV Trwam.
Mateusz Łakomy zauważył również, że Polska straciła kilka milionów potencjalnych urodzeń poprzez emigrację, która miała miejsce po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej, co znacznie ułatwiło podróżowanie, pracowanie i osiedlanie się w innych krajach.
Jakie działania podjęli politycy, aby odwrócić negatywne trendy demograficzne w Polsce?
Polscy politycy – przynajmniej w sferze werbalnej – dostrzegają problem zmniejszającej się liczby ludności naszego kraju. W ostatnich latach próbowano i wprowadzono kilka programów, które w założeniu miały przełożyć się na zwiększenie dzietności w Polsce. Flagowym programem było świadczenie „500 Plus”, wprowadzone w kwietniu 2016 roku. Początkowo środki miały być wypłacane na drugie i kolejne dzieci; w 2019 roku świadczenie rozszerzono na każde dziecko do 18. roku życia bez kryterium dochodowego. W styczniu 2024 roku „Rodzina 500 Plus” zostało waloryzowane do kwoty 800 zł, choć jeszcze w czerwcu 2022 roku prezes PiS, Jarosław Kaczyński, zauważył, że zwiększenie tego świadczenia będzie miało działanie proinflacyjne. Choć jednym z podstawowych założeń programu miało być zwiększenie dzietności, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w kolejnych latach stał się po prostu kolejnym świadczeniem socjalnym. W 2022 roku uruchomiono natomiast Rodzinny Kapitał Opiekuńczy, który polega na jednorazowym wsparciu w wysokości 12 tys. złotych na drugie i kolejne dziecko. Wprowadzono również program Maluch Plus, którego intencją był rozwój m.in. żłobków.
Część polityków przekonuje także, że częściowym rozwiązaniem problemów demograficznych Polski mogłaby być repatriacja z takich krajów, jak np. Kazachstan czy USA, gdzie wielu naszych rodaków trafiło tam wiele lat temu.
Czy dotychczasowe działania polityków wpłynęły na zatrzymanie demograficznej katastrofy w Polsce? Opowiedzieć można, wracając do danych dot. urodzeń i zgonów w poprzednich fragmentach niniejszego tekstu.
Co może się stać, jeśli obecne trendy demograficzne w Polsce nie ulegną poprawie?
Przede wszystkim drastycznie spadnie liczba ludności naszego kraju. Według GUS przy obecnym poziomie dzietności (1,1 za 2024 rok) w 2060 roku może być 28,4 mln Polaków. W drugim scenariuszu, przy wzroście dzietności względem obecnej, w 2060 r. ludność Polski może wynieść prawie 31 mln. Natomiast w scenariuszu najbardziej optymistycznym w 2060 roku może nas być ok. 32,3 mln.
Nie można zapominać o tym, że w konsekwencji zmianie ulegnie struktura wiekowa społeczeństwa oraz stosunek liczby w wieku produkcyjnym do emerytów. Zakładając scenariusz utrzymania współczynnika dzietności na obecnym poziomie, ubędzie niemal 6 mln osób w wieku produkcyjnym, zaś odsetek emerytów stanowić będzie 1/3 ogółu populacji. Rodzić to będzie problemy z utrzymaniem obecnego systemu emerytalnego, gdyż spadnie liczba płatników składek do ZUS. Rządzący będą więc musieli zdecydować, czy zwiększać obciążania składkowe pracującym, podjąć decyzję o zwiększeniu wieku emerytalnego (co naturalnie spotka się z ogromnym oporem społecznym) czy poszukać innego rozwiązania, np. wprowadzenie emerytury podstawowej. Jest to spory problem, ponieważ według szacunków ZUS przy obecnych zasadach tzw. stopa zastąpienia dla ludzi mających obecnie poniżej 30 lat wyniesie zaledwie ok. 24,6 procent.
To jednak nie jedyny problem. Obecnie coraz więcej młodych osób przeprowadza się do wielkich miast, aby tam kontynuować edukację bądź podejmować pracę. Ośrodki miejskie oferują łatwiejszy dostęp do takich miejsc, jak chociażby szpitale, przychodnie czy urzędy. Prowadzi to do tego, że wyludniają się mniejsze miejscowości czy wsie, szczególnie na wschodzie kraju. Pozostają w nich najczęściej ludzie starsi. Nie widać przesłanek ku temu, by ten trend miał się w przyszłości odwrócić. W perspektywie kilkudziesięciu lat oznacza to powiększający się problem różnicy rozwoju wsi i miast.
Mała liczba dzieci na terenach wiejskich oznaczać będzie problem np. z ich edukacją. Można założyć, że włodarze gmin, w których będzie np. kilkanaścioro dzieci w wieku szkolnym, będą zmuszani do zamykania szkół z powodu ich nierentowności. Podobnie może być w przypadku służby zdrowia. Już w tym roku np. rząd zaproponował, by w mniejszych miejscowościach zlikwidować oddziały położnicze, a porody obierać na SOR-ach. Biorąc pod uwagę, że trend ten raczej nie ulegnie zmianie, tego typu kłopoty będą się tylko potęgowały.
W związku z tym, że następuje widoczny opływ ludzi – szczególnie w wieku produkcyjnym – z mniejszych miejscowości do większych miast, w przyszłości pojawi się problem z funkcjonowaniem małych gmin, które będą coraz bardziej wyludnione i zamieszkiwane głównie przez emerytów. Władza centralna będzie musiała zastanowić się, czy dalej takie jednostki będą miały rację bytu i czy rozwiązaniem tej sytuacji nie będzie np. łącznie gmin. Jak czytamy na stronie kartografia-ekstremalna.pl, już dziś w 313 gminach koszty administracji przekraczają dochody własne gminy.
Oczywiście to nie wszystkie kwestie, z którymi będzie musiała sobie poradzić Polska za kilkadziesiąt lat, jeśli sprawdzą się obecnie trendy i przewidywania dot. spadku liczby ludności w naszym kraju i zmiany struktury wiekowej. Problemem może być np. sprawna działalność służb mundurowych, np. policji czy straży pożarnej, z powodu małej liczby chętnych. Już dziś (dane na marzec br.) w policji jest ponad 14. tys. wakatów. Z powodu zmiany proporcji liczby seniorów do osób w wieku produkcyjnym pojawi się też konieczność zapewnienia pomocy sporej grupie emerytów, szczególnie tym, którzy potrzebują całodobowej opieki z powodów zdrowotnych.
Problemu zapaści demograficznej Polski nie można bagatelizować
Powyższe przykłady to tylko część kłopotów, które w przyszłości czekają nasz kraj za kilkadziesiąt lat, jeśli nie dojdzie do odwrócenia bądź przynajmniej zatrzymania procesu ubytku ludności Polski. Oczywiście, rozwiązanie tego problemu to proces długofalowy, ale trzeba działać jak najszybciej, aby obecny negatywny trend się nie potęgował. Być może małą nadzieją jest postępujący na świecie proces automatyzacji, który sprawi, że np. część prac za ludzi wykonywać będą maszyny. Należy jednak – to zadanie przede wszystkim dla rządzących – zapewnić naszym rodakom takie warunki, żeby Polacy chcieli mieć dzieci, aby nasz naród przetrwał kolejne stulecia.
[Za: Łukasz Brzeziński/radiomaryja.pl, zdj. Unsplash//ioann-mark-kuznietsov]














Deutsch (Deutschland)
Українська (Україна)
Русский (Россия)
Polski (PL)
English (United Kingdom)
