Friends HLILogoHLI Human Life International - Polska
Polski serwis pro-life

Nazywam się Julie Kilkeary, jestem katoliczką i matką trójki dzieci. Nasza najstarsza córka uczęszcza do szkoły St. Alexis School. W niedzielę, w której obchodziliśmy Dzień Świętości Życia, ksiądz Zywan poprosił mnie, abym podzieliła się z wami moim świadectwem.
Wszystko zaczęło się w marcu 2003 roku podczas rutynowego badania ultrasonografem naszego pierwszego dziecka. Lekarz, po wykonaniu badań, powiedział, że u naszego dziecka rozwijała się wada serca.

Kiedy to usłyszałam miałam wrażenie, że cały świat zatrzymał się na chwilę. Wyniki przekazano lekarzowi kardiologowi dziecięcemu, który postawił taką diagnozę – HLHS (zespół niedorozwoju lewego serca). Jest to bardzo rzadka i jednocześnie najniebezpieczniejsza choroba serca, jaką tylko można sobie wyobrazić. U dziecka, które na nią choruje, z nieznanych przyczyn nie rozwija się lewa komora serca.

Podczas rozmowy w gabinecie lekarz ginekolog przedstawił mi i mojemu mężowi sytuację, w jakiej się znajdowaliśmy. Nic nie można zrobić, aby pomóc naszemu dziecku. Chociaż ta wada serca nie będzie miała negatywnego wpływu na jego rozwój płodowy, to nieleczona sprawi, że dziecko umrze w ciągu kilku dni po porodzie. Więc pierwszą opcją było: urodzić nasze dziecko, kochać je przez pewien czas, potem pozwolić, aby umarło i wróciło do Boga.

Drugim rozwiązanie  było następujące: jeżeli nasze dziecko urodzi się, to będzie miało trzy operacje na otwartym sercu w ciągu pierwszych 3 lat życia. W tym czasie tylko prawa komora serca byłaby odpowiedzialna za cały układ krążenia. Pierwszy zabieg odbywa się kilka dni po urodzeniu. Szansa sukcesu wynosi mniej niż 65%. Lekarz wyjaśnił nam, że chociaż wszystkie zabiegi chirurgiczne zakończą się pomyślnie, nasze dziecko nigdy nie będzie miało w pełni sprawnego serca. Będzie żyło, ale nie będzie mogło dobrze funkcjonować, kiedy będzie starsze.

Trzecią opcją, jaką zaproponował wyżej wymieniony lekarz, była aborcja. Doktor wyjaśnił, że ta wada serca dopuszcza zabicie takiego dziecka z powodów etycznych. Według niego ponad 50% rodziców, którzy słyszą taką diagnozę, wybiera aborcję własnego dziecka. Doktor wyjaśnił nam, że HLHS należy do chorób, które są główną przyczyną śmierci wielu dzieci po urodzeniu. – Jesteście jeszcze młodzi. Chcecie na początku waszej drogi życiowej tak wiele bólu i cierpienia? Przecież można po prostu postarać się o nowe dziecko. – powiedział nam lekarz podczas konsultacji.

Kiedy ten ginekolog zaproponował nam aborcję, nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Razem z mężem nie zgodzilibyśmy się na zabicie naszego nienarodzonego dziecka. Tym samym to nie była opcja, którą zamierzaliśmy wybrać. Jednak lekarz uparcie starał się nas przekonać, że byłby to prostszy i łatwiejszy wybór. Dodał, że zna takich katolickich księży, którzy poparliby przeprowadzenie aborcji w takich okolicznościach. Byliśmy zszokowani.

Natychmiast wstaliśmy i wyszliśmy z gabinetu lekarskiego. Postanowiliśmy urodzić dziecko, a potem walczyć o jego życie za wszelką cenę. Modliliśmy bardzo mocno. To, co wtedy razem z mężem przechodziliśmy, jest czymś, czego nie da się opisać. Ta ciąża okazała się drogą łez, ale z każdym dniem czułam, jak to niewielkie życie rozwija się we mnie. Jednocześnie zastanawiałam się z mężem czy podjęliśmy właściwą decyzję. W tym celu na modlitwie, prosiliśmy o światło Ducha Świętego. Teraz widzę, że w tym czasie Bóg opiekował się nami i dodawał nam siły na to, co potem się wydarzyło.

Nasza córka Faith przyszła na świat 29 lipca 2003 roku. Dwa dni po porodzie miała pierwszą operację na otwartym sercu. Cztery miesiące później odbył się drugi zabieg chirurgiczny. Obie operacje zakończyły się sukcesem, pomimo że lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie.

Byliśmy szczęśliwi. Nie było żadnej wątpliwości, że podjęliśmy dobra decyzję. Nasza córka wiele przeszła, ale nic nie wskazywało na to, że ten okres wpłynął na jej rozwój.

Niebawem po raz drugi zaszłam w ciążę. Potem okazało się, że urodzę kolejną córeczkę. Tym razem badanie ultrasonografem wykazało, że nasze drugie dziecko ma żadnej wady serca. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Ostatnią stacją na tej drodze krzyżowej była trzecia operacja Faith. Myśleliśmy, że po zabiegu wszystko wróci do normy. Niestety tak się nie stało.

Jeszcze przed trzecią operacją nasza córka doznała niewydolności serca. Na szczęście przeżyła, ale lekarze nie mogli już przeprowadzić trzeciej operacji na otwartym sercu. Byliśmy załamani. Jedynym ratunkiem było umieszczenie naszej córki na liście osób oczekujących na przeszczep serca. Dzięki Bogu znalazł się nieżyjący dawca. 10 stycznia 2005, mając 17 miesięcy, nasza córka miała operację przeszczepu serca. Nigdy nie będziemy w stanie wyrazić naszej wdzięczności za ten dar życia. Codziennie modlimy się, aby Bóg udzielił szczególnych łask i obdarzył swoim błogosławieństwem rodzinę tego anonimowego dawcy.

Obecnie Faith jest szczęśliwą i zdrową dziewczyną. Dwa tygodnie po operacji przeszczepu serca wypisano ją ze szpitala. Przeszczep sprawił, że z osłabionego i chorego dziecka stała się zdrową i radosną dziewczynką.

Trzy miesiące później przyszła na świat Olivia – nasza druga córka. Myślałam, że najgorsze mamy już za sobą. Myliłam się.

Po urodzeniu się mojej drugiej córki miałam wrażenie, że dzieje się z nią coś bardzo złego. Olivia tak bardzo cierpiała, że lekarze musieli umieścić ją w inkubatorze. Nie wiedziałam, co się dzieje. To był jakiś koszmar. Żaden z lekarzy nie postawił trafnej diagnozy dotyczącej stanu zdrowia naszej córki. Kiedy jej stan się ustabilizował, Olivia trafiła do tego samego szpitala dziecięcego, w którym Faith w przeszłości była operowana. Tam lekarze przeprowadzili liczne badania, aby ustalić, co się z nią działo. Wyniki okazały się druzgocące. Olivia cierpiała na poważne schorzenie neurologiczne. Musiała pozostać w inkubatorze. Lekarze przedstawili nam dwie opcje. Pierwszym rozwiązaniem było to, że Olivia musiała przejść operację tracheotomii i wszycia rurki ułatwiającej oddychanie. Po zabiegu dziecko wróciłoby do domu, ale oddychać mogłoby tylko przy pomocy respiratora.

Drugą opcją było odłączenie jej z inkubatora. W rezultacie nasze dziecko umarłoby na naszych oczach. W tym miejscu dodam, że wtedy Olivia żyła. Myśl zabicia dziecka, które walczy o życie, była okropna.

To była jedna z tych najtrudniejszych decyzji, jakie podjęłam w swoim życiu. Jednak pomimo ogromnej presji, jaką wywierała na mnie służba zdrowia, wybrałam życie. Lekarze i pielęgniarki myśleli, że podjęliśmy złą decyzję. Olivia była poważnie chorym dzieckiem. Powiedziano mi, że jeżeli moja córka przeżyje przez pierwszy rok, to nigdy nie będzie miała w pełni sprawnego ciała.

Pomyślałam sobie tak: Co za życie będzie miała moja córka, jeżeli pozostawimy ją przy życiu? Pamiętam, jak pewnego dnia płakałam siedząc koło inkubatora. Powiedziałam mojemu mężowi, że powinniśmy odłączyć ją od aparatury i pozwolić jej odejść. Jednak mój mąż spojrzał na mnie i powiedział mi tak:

- Julie, Bóg chce, aby nasze dziecko żyło. Gdyby tak nie było, to nasza córka już by nie żyła.

To zdanie mnie oświeciło. Wybór życia lub śmierci naszej córki nie należał do nas!

Olivię wypisano ze szpitala. Kiedy wróciła do domu była podłączona do respiratora. Chociaż była bardzo chora, to w jej oczach można było zobaczyć blask życia. Lekarze powiedzieli nam, że Olivia nigdy nie będzie mogła ani chodzić, ani ruszać rękami i nigdy nie będzie w stanie pójść do szkoły. Natomiast w domu można było realizować opiekę  łagodząca jej stan zdrowia. Byłam przerażona. Nie miałam pojęcia, jak będę opiekować się moim dzieckiem. To działo się pięć lat temu.

Ostatnio moja córka, Olivia wygrała nagrodę dla pilnej uczennicy roku w szkole dla niepełnosprawnych dzieci, do której uczęszcza. Przed całą szkołą pochwalono Olivię za wybitne osiągnięcia, jakich dokonała w ciągu pierwszego roku nauki. Moja córka wygrała tę nagrodę wśród licznych dzieci w różnym wieku, które uczęszczają do tej szkoły. Nauczyciele tej szkoły specjalnej powiedzieli, że: Olivia jest ogromnie utalentowaną i inteligentną dziewczynką, która robi duże postępy w czasie całych dni pobytu w szkole. Codziennie walczy i wygrywa bitwy o życie i wraca do szkoły, aby rozkwitać i uczyć się. Grono pedagogiczne jest z niej bardzo dumne.

My także jesteśmy z niej bardzo dumni, ponieważ wygrywa z własną niepełnosprawnością w taki sposób, jakiego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Używając ruchów głowy nauczyła się sama obsługiwać wózek inwalidzki. Co więcej umie się porozumiewać przy pomocy komputera. Najważniejsze jest to, że ma bardzo głęboki wpływ na każdą osobę, z którą ma styczność. Oliwia jest żywym świętym, który nie może zgrzeszyć i obficie błogosławi naszą rodzinę.

W Psalmie 139, wersach 13 – 16, czytamy: Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi. Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał.

Wspomóż obronę życia

Nie rozumiem w pełni tego, co przeszła moja rodzina. Powiem tylko, że miłość do moich córek jest wielkim krzyżem życiowym. Z drugiej strony moje córki sprowadziły tak wiele radości i zbliżyły naszą rodzinę. Nigdy się nie poddaliśmy. Dwa lata temu urodził się nam nasz zdrowy syn Kevin.

Jeśli Bóg daje ci krzyż to możesz powiedzieć: Nie chcę tego, przekląć Boga i odrzucić zadanie, o wykonanie którego cię prosi. W tym wypadku człowiek zawsze czuje się tak, jakby poniósł wielką klęskę.

Z drugiej strony możesz przyjąć ten krzyż i powiedzieć Bogu: Dziękuję ci Boże, za ten krzyż. W tym wypadku Bóg sprawi, że krzyż, który z pozoru wydaje się nie do uniesienia, stanie się lżejszy i znośniejszy.

Wiem, że Bóg czuwał nad nami w tym trudnym czasie. Przez to wszystko, co przeszliśmy przekazał nam takie przesłanie – Bóg nie popełnia błędów. Musimy zawsze wybierać życie!

Julie

[Za: vhttp://www.silentnomoreawareness.org/testimonies/testimony, fronda.pl, zdj. Unsplash/jens-theess]