Friends HLILogoHLI Human Life International - Polska
Polski serwis pro-life

To współczesne niewolnictwo. handel ludźmi. hodowla dzieci. Nie ma wystarczająco mocnych słów, aby opisać, jak w rzeczywistości wygląda surogacja, czyli tzw. macierzyństwo zastępcze. Niemiecka autorka Birgit Kelle odsłania brudne tajemnice biznesu agencji macierzyństwa zastępczego. Chodzi o olbrzymie pieniądze, przy których dla niektórych przestają się liczyć wszelkie skrupuły.

Mogłoby się wydawać, że współczesny świat uporał się już z problemem niewolnictwa. Nic bardziej mylnego. Niewolnictwo nadal istnieje, tylko przyjmuje nowe formy: wyzysku ekonomicznego, społecznego, a także biologicznego. Jedną z jego najbardziej haniebnych farm jest macierzyństwo zastępcze. Na istnienie i skalę tego zjawiska zwraca uwagę niemiecka autorka Birgit Kelle.

Kilka tygodni temu Kelle odwiedziła Czechy, gdzie wygłosiła wykład na prezntacji swojej nowej książki o macierzyństwie zastępczym. Republika Czeska jest jednym z krajów europejskich, w których problem ten jest ignorowany. W wywiadzie przeprowadzonym przez Jitke Evanovą z serwisu CNE Kelle ujawnia, jak w rzeczywistości wygląda surogacja.

- Jeśli chcesz kupić sobie dziecko, wchodzisz do Internetu i znajdujesz dziesiątki agencji. Wybierasz jedną, kontaktujesz się z nią, a oni składają Ci ofertę. Mają różne ceny, z których możesz wybierać. Cena zależy od Twoich życzeń. Jeśli chcesz mieć gwarancję zdrowego dziecka lub określonej płci, jest to droższe.

- Następnie wyślą Ci katalog, w którym możesz wyszukać matkę zastępczą według własnego uznania. Jeśli nie masz własnych komórek jajowych do wykorzystania, wyślą Ci kolejny katalog online, w którym możesz wyszukać odpowiednią dawczynię komórek jajowych.

Jedną z zasad obowiązujących w agencjach jest to, aby matka zastępcza nie nosiła w swym łonie dziecka z jej własnymi genami, dlatego też wybiera się komórki jajowe od innej kobiety nawet wtedy, gdy zamówienie na dziecko składa para jednopłciowa. Jest to możliwe dzięki wykorzystaniu procedury zapłodnienia pozaustrojowego (in vitro).

Powód jest prosty – gdyby istniało genetyczne powiązanie z dzieckiem, po porodzie kobieta mogłaby stwierdzić: to jest moje dziecko, więc żaden sąd nie mógłby jej zmusić do oddania go. Tego oczywiście agencje pragną uniknąć.

Zarodek lub zarodki poczęte metodą in vitro są umieszczane w macicy surogatki. Ta metoda jest obciążona wysokim ryzykiem, a niezgodność genetyczna organizmu matki i dziecka jeszcze bardziej to ryzyko zwiększa. Wiele prób kończy się niepowodzeniem: nie dochodzi do implantacji zarodka, często też zdarzają się poronienia.

Wielki biznes i wolna amerykanka

Jeżeli uda się pokonać problemy medyczne i dziecko się urodzi, agencja zabiera je zastępczej matce i organizuje jego przekazanie zmawiającej parze, która przyjeżdża po nie do kraju, gdzie mieszka surogatka. Ze szpitala lub placówki medycznej, gdzie dziecko się urodziło, dostają akt jego urodzenia ze stwierdzeniem, że są jego rodzicami. Następnie udają się do konsulatu swojego kraju, który wydaje paszport i wyjeżdżają, zabierając ze sobą dziecko jako swoje.

Zadziwiające, jak mało kontroli nad tym procederem sprawują oficjalne organy państwowe. W przypadku adopcji mechanizmy są dużo bardziej restrykcyjne, istnieją też międzynarodowe standardy zapobiegające nadużyciom. Tutaj zaś panuje tzw. wolna amerykanka.

- Macierzyństwo zastępcze traktowane jest jako całkowicie prywatna sprawa, więc żadne państwo nie sprawdza, kto za tym stoi. Natomiast agencja jest zainteresowana tylko zyskiem finansowym. Co to oznacza? Między innymi zupełny brak kontroli nad tym, kim są osoby zamawiające dziecko jak produkt – podkreśla Kelle.

Widzimy samotnych mężczyzn lub osoby starsze, po sześćdziesiątce, siedemdziesiątce, które kupują dziecko. Co chcą z nim zrobić? W niektórych krajach spotkaliśmy się już z przypadkami, gdy policja zatrzymała pedofilów, którzy kupowali dzieci z macierzyństwa zastępczego – głównie chłopców – i te dzieci wykorzystywali– ostrzega.

Można także zaobserwować powiązania pomiędzy zamawianiem dzieci u surogatek a handlem ludzkimi organami. Niektóre z tych dzieci są produkowana, aby ostatecznie pozyskać od nich narządy do transplantacji. Istnieje szereg agencji, które wykorzystują w ten sposób osoby dorosłe z krajów rozwijających się czy np. od więźniów w Chinach – i jest to udokumentowany, bardzo dochodowy proceder. Te przestępcze organizacje nie mają żadnych skrupułów, aby w podobny sposób traktować małe dzieci, produkowane „na zamówienie”.

W Europie problem dotyczy w szczególności Ukrainy

Największy i najtańszy rynek macierzyństwa zastępczego w Europie miał miejsce na Ukrainie. W pierwszych miesiącach wojny wystąpiły tam poważne problemy z realizacją tych kontraktów. Każdego miesiąca rodziły się tam setki dzieci, a kiedy wybuchła wojna, klienci nie mogli (lub bali się) po nie przyjechać. Pojawiły się problemy z przetrzymywaniem tych dzieci i zapewnieniem im właściwej opieki. Ciężarne surogatki musiały rodzić w zatłoczonych piwnicach, przerobionych na schrony, bez prądu i właściwej opieki medycznej. Nie mogły uciec za granicę, gdyż wiązała je prawna umowa o urodzeniu i przekazaniu dziecka, a to mogło być zrealizowane tylko na Ukrainie. Urodzenie dziecka przez surogatkę, na przykład w Polsce czy w Niemczech, oznaczałoby wystawienie przez szpital aktu urodzenia, w którym byłaby ona prawnie uznana za jego matka. Gdyby oddała dziecko, mogłaby zostać oskarżona o handel dziećmi. Musiałaby jednak zapłacić wielkie odszkodowanie za niedotrzymanie prawnej umowy z agencją.

Dziecko jak produkt – nikt nie chce wybrakowanego towaru

Zdarza się jednak, że zamówione dziecko nie spełnia oczekiwań zamawiającej pary. W procedurze zapłodnienia pozaustrojowego nieprawidłowy rozwój dziecka pojawia się częściej niż w poczęciu naturalnym. Zamawiający jednak płacą za niewybrakowany produkt i żądają, aby surogatka dokonała aborcji. Znane są przypadki, że odmówiła, pozostała więc sama z powikłaną ciążą i chorym dzieckiem, a często także z długiem w ramach odszkodowania za niedopełnienie umowy.

- Jeżeli mówisz A, musisz także powiedzieć B. Jeżeli produkcję człowieka traktujesz tylko jako biznes, to możesz mieć problemy, jak każda inna firma. Produkt może „być wybrakowany”, więc należy go „zutylizować”, Zdarzają się też klienci, który nie płacą lub nie pojawiają się, aby odebrać zamówiony „produkt” – podkreśla Kelle.

Skala problemu: co najmniej 10 tys. dzieci rocznie i dziesiątki miliardów dolarów

Nikt nie prowadzi oficjalnych statystyk dotyczących procederu surogacji. Są jednak dosyć wiarygodne dane szacunkowe. Wskazują one, że co najmniej 10 tysięcy dzieci rocznie staje się przedmiotem handlu. Największy rynek dzieci znajduje się w USA. na Ukrainie, w Indiach, Meksyku, Tajlandii, Gruzji, Laosie i na Filipinach.

Agencje zarabiające na macierzyństwie zastępczym oficjalnie reklamują się w Internecie. Wykorzystują wiele luk prawnych, np. w niektórych krajach zachodnich zabronione jest wprawdzie odpłatne macierzyństwo zastępcze, dopuszczone jest jednak  z tzw. pobudek altruistycznych.. Agencje więc oficjalnie nie pobierają zapłaty za usługę surogacji, ale podają inne koszty i w ten sposób z łatwością omijają prawo.

Opłata zazwyczaj wynosi od 30 do 100 tys. dolarów za dziecko. To olbrzymi biznes! Amerykański instytut Global Market Insights szacuje, że rynek macierzyństwa zastępczego przynosi obecnie około 14 miliardów dolarów rocznie. Przewiduje też, że w ciągu dziesięciu lat urośnie on do 130 miliardów dolarów.

Co prawda niektóre kraje zakazują tego procederu, np. Włochy. Dyskusja trwa także w Indiach. Biznes jednak się kręci, a dobro kobiet i dzieci schodzi na bardzo daleki plan lub w ogóle się nie liczy.

Wiele dzieci nigdy się nie dowie, że nie mieszkają ze swoimi biologicznymi rodzicami. Gdy pojawią się problemy medyczne, pytanie lekarza – czy ktoś w rodzinie cierpiał na taką chorobę? – pozostanie bez odpowiedzi.

Nie ma też żadnych badań na temat stanu zdrowia surogatek po porodzie. Ich ciała są bombardowane hormonami i innymi środkami medycznymi. Nikt im nie mówi o możliwych problemach zdrowotnych i się nimi nie zajmuje. Są to najczęściej bardzo ubogie kobiety, które decydują się na surogację, aby zapewnić byt swoim najbliższym.

Przemilczany problem: własne dzieci surogatek

Do macierzyństwa zastępczego werbowane są tylko kobiety, które już urodziły własne zdrowe dziecko lub dzieci. Prawie nikt nie wspomina o problemach tych starszych dzieci surogatek. Trudno jednak ukryć przed własnymi dziećmi fakt, że ich mama jest w ciąży. Pytają: - Mamo, będę miał braciszka czy siostrzyczkę? Co przezywa dziecko, gdy dowie się, że mama sprzedała ich braciszka czy siostrzyczkę komuś obcemu? Za tym idzie dramatyczne pytanie: - Mamo, ale mnie nie sprzedasz? To trauma na całe życie.

Brigit Kelle mówi wprost: - to zwykły handel dziećmi, traktowanie dziecka jak przedmiotu, który można kupić czy sprzedać na części. Z drugiej strony jest to znęcanie się nad kobietami i ich ciałami, to nowa forma prostytucji. Nie sprzedaje się seksualności, ale własną płodność.

Skoro ludzkość odrzuciła niewolnictwo jako nieludzkie i nieakceptowalne, tym bardziej powinna sprzeciwić się współczesnym formom handlu ludźmi, w szczególności – macierzyństwu zastępczemu, w którym zarówno kobieta, jak i dziecko stają się towarem, przedmiotem handlu.

Więcej informacji:

Wadliwy „produkt” musi być zutylizowany TUTAJ

Dramatyczna sytuacja surogatek po wybuchu wojny na Ukrainie TUTAJ

Źródło: CNE/ Opoka – 20 czerwca 2025 r.

Wspomóż obronę życia

BLIK_LOGO_RGB