Tylko jeden Dzień Świętości Życia to u nas za mało, będzie cały tydzień, od św. Józefa do Zwiastowania. Będziecie jeździć od parafii do parafii - to ma być pielgrzymka - stwierdził abp Tomasz Peta z Astany. W ubiegłym roku gościem Tygodnia Świętości Życia w Kazahatanie była Galina z Moskwy. Kiedy dwa miesiące temu o. Paweł Blok OFM do mnie zadzwonił z zaproszeniem, zgodziłam się od razu. Kazachstan jest przecież tak bliski sercu Polaków.

Wylądowałam w środku nocy. To jednak kawał drogi. Dzisiaj samolotem leci się ok. 6 godzin plus zmiana czasu o 5 godzin później. Nie mogę przestać myśleć, ile dni jechały tutaj polskie rodziny towarowymi pociągami. Spotyka mnie o. Aleksiej Skakowski OFM, który ma być moim kazachstańskim aniołem stróżem. Wyjątkowo operatywny, bystry i bezpośredni. Z pochodzenia Rosjanin, urodzony w Kazachstanie, po polsku mówi znakomicie. Jest gotów mnie tłumaczyć. Tutaj nawet Polacy mówią po rosyjsku. Aby być dobrze zrozumianym trzeba używać ich języka, muszę się więc zmobilizować i publicznie przemawiać po rosyjsku. Czuję się trochę zestresowana. Pamiętam jednak, jak dwa dni wcześniej Galina powiedziała mi przez telefon: - Kościół w Kazachstanie jest poświęcony Najświętszej Maryi Pannie, to kraj wyjątkowego męczeństwa i szczególnego błogosławieństwa, sama zobaczysz.

IMG 1614

FOT. O. Aleksiej pokazuje trasę na mapie

ASTANA - ZNACZY STOLICA

Pierwszy dzień przeznaczony jest na stolicę. Powstała z niczego na osuszonych bagnach w ciągu ok. 10. lat. Wielkie, nowoczesne, oryginalne w kształtach wieżowce z żelaza i stali. Kazachstan to kraj wielkich kontrastów - olbrzymie pieniądze obok skrajnej biedy. "Siedzą" na ropie, gazie, węglu i uranie, stać ich więc na nowoczesną stolicę. Chociaż wybudowano ją według oryginalnego projektu, robi wrażenie sztucznych "szklanych domów".

Siedząc na niedzielnej Mszy św. w astańskiej katedrze dyskretnie przyglądam się ludziom. Zupełnie jak u nas, chociaż tłumu nie ma. Katolików w całym Kazachstanie jest tylko ok. 150 tys., czyli 1%, ale w ostatnich latach wielu wyjechało. Są to w większości potomkowie zesłańców z Polski, Niemiec, Ukrainy, Białorusi i Łotwy. Tutejsi ludzie są cierpliwi, tego nauczyło ich życie. Modlitwa w kościele trwa ok. 3 godziny, ale na zakończenie spora grupa przychodzi na spotkanie ze mną. Mówię po rosyjsku i jakoś mi to idzie. W duchu błogosławię swoją pierwszą nauczycielkę rosyjskiego, która "przeszła przez Wschód" i była wspaniałym człowiekiem. Potrafiła nam pokazać piękno i melodię słowiańskiego języka, bawić się z nami ucząc. Nigdy nie przypuszczałam, gdzie mi się to przyda.

Na spotkaniu jest sporo młodych małżeństw, czuje się duże zainteresowanie. Jesteśmy w kościele, więc ludzie mają świadomość, że aborcja jest wielkim złem. Widać, że często się wraca do tego tematu. Nic dziwnego, przerwać ciążę jest tutaj bardzo łatwo. Padają też pytania o środki hormonalne, o zapłodnienie "in vitro", na którym ktoś tutaj zarabia krocie. Kilka osób zapisuje się na kolejne szkolenia z Galiną, które mają się odbyć w lipcu.

Spotykam się z komitetem organizacyjnym kongresu pro-life dla Azji, który z inicjatywy Human Life International ma się odbyć w Astanie od 8 do 11 września. Przy okazji wychodzi zabawna sprawa. Otóż część Kazachstanu leży w Europie, ale zasadnicza część w Azji. Na Watykanie ktoś się wreszcie przyjrzał mapie i zdecydowano, że biskupi z Kazachstanu będą należeć do Federacji Konferencji Biskupów Katolickich Azji. Tym samym powstał kontakt z biurem HLI dla Azji, które mieści się na Filipinach. Przedtem od 1993 roku to my z Polski prowadziliśmy programy dla Kazachstanu. Właśnie dlatego Galina nadal prowadzi tam szkolenia. Było nam łatwiej, bo znamy język, a większość księży, włącznie z biskupami, pochodzi z Polski. Teraz spotkaliśmy się i połączymy siły, co z pewnością będzie bardziej skuteczne.

Wieczorem skośnooka Alija opowiada mi kazachskie legendy. Zgodnie z nimi na najwyższej topoli, która nazywa się "bajterek" codziennie wieczorem siada wielki czarny ptak, który przynosi mrok nocy. Nad ranem ptak ten znosi złote jajo, którego blask staje się światłem dnia. To symbol Kazachstanu. Tradycja i więzi rodzinne są tutaj bardzo silne. Wszystko miało się zacząć od trzech braci, od których wywodzą się trzy główne rody kazachskie, a z nich 24 rodziny. Każdy Kazach wie, z którego rodu się wywodzi. W samym środku stolicy postawiono wielki "bajterek" ze stali, z symbolicznym złotym jajem. Wjeżdżamy windą na górę i podziwiamy centrum miasta. Jestem zaskoczona, jak wiele tutaj kazachskich rodzin, które w ten sposób świętują. Niestety również muzułmańskie rodziny mają coraz mniej dzieci, co widać gołym okiem. W tym tygodniu zaczynają się święta wiosny, bielą się już kazachskie jurty.

IMG 1655

FOT. Bajterek

PRZEZ STEPY

Droga jest szeroka, a stepy bezkresne, po których hula wiatr. Olbrzymie zaspy i pełno śniegu, chociaż w dzień słońce już mocno przygrzewa. To wszystko w nocy gwałtownie zamarza tworząc wszędzie wielkie lodowiska. Te olbrzymie płaszczyzny stepów kiedyś były dnem prehistorycznego morza, które wysychając pozostawiło także warstwy soli, rozpuszczającej się w wodach gruntowych i uśmiercającej drzewa. Wzdłuż szos sadzą jednak jakieś krzewy i odporniejsze gatunki drzew, to najlepsza ochrona przed zaspami. Po drodze do Karagandy pierwszy raz w życiu widzę odwrotną tęczę. Była wygięta do góry, jakby się ktoś uśmiechał. Wiosenne słońce szybko topiło śnieg, step wyraźnie zieleniał. Ta ziemia jest bardzo żyzna, tylko z wodą są problemy. Nie wiedziałam, że Kazachstan jest jednym z największych na świecie producentów pszenicy.

IMG 1765

FOT. Kazachskie bezkresne stepy

KARAGANDA

Mówią, że to najbrzydsze i przygnębiające miasto na świecie, bo budowane bez żadnego planu na ludzkim cierpieniu. Każdy gułag budował tutaj według własnych potrzeb i z czasem się to połączyło. Typowe pokomunistyczne bloki, baraki i odczucie totalnego bałaganu. Teren całego obwodu karagandzkiego był w latach 1930 -1960 jednym wielkim obozem koncentracyjnym, zwanym Karłagiem, do którego zsyłano na ciężkie roboty. Ta ziemia jest zroszona łzami i krwią męczenników, usłana grobami milionów niewinnych ofiar stalinowskich represji. Najbardziej porusza mnie cmentarz maleńkich dzieci, które musiały zginąć, gdyż więźniarkom nie wolno było być matkami.

Pomimo sowieckich prześladowań, wielu zesłańców zachowało wiarę, a Karaganda pozostała duchowym centrum Kościoła katolickiego. Właśnie odwiedzamy jedyne w Kazachstanie Seminarium Duchowne, w którym obecnie uczy się 16 alumnów. Cieszę się z tego spotkania. Ci chłopcy to przyszłość tutejszego Kościoła. Mówię po rosyjsku i jakoś Pan Bóg mi pomaga. Widać, że już nieźle znają tematykę obrony życia. O. Aleksiej męczył ich niedawno nawet podstawami naturalnego planowania rodziny, na pewno bardzo im się to przyda. Stawiają ciekawe pytania i są bardzo zaangażowani.

IMG 1692

FOT. Z grupą przyszłych kapłanów Kazachstanu

UKRYTA KATEDRA

Po drodze odwiedzamy "starą" karagandzką katedrę. Tutaj każda cegiełka jest wymodlona i wypieszczona. Komunistyczne władze żądały, aby z zewnątrz kościół niczym się nie wyróżniał. Jest to więc zwyczajny murowany barak. Dopiero w środku wyrywa się westchnienie podziwu. Ludzie wybrali ziemię w głąb. Po kilku schodkach schodzi się do prawdziwego, pięknego kościoła. Są tu złocone kolumny, stiuki, malowidła, a wszystko przepełnione modlitwą. W centrum miasta buduje się teraz nową, piękną, neogotycką katedrę, ale takiej atmosfery jak tutaj nigdzie się nie znajdzie. Zatrzymujemy się na chwilę przy grobie sługi bożego ks. Władysława Bukowińskiego, zesłańca i odważnego duszpasterza Kazachstanu, którego wizerunek noszę w portfelu.

IMG 1698

FOT. Katedra z zewnątrz

IMG 1705

FOT. Wnętrze katedry

U OO. MARIANÓW

Wieczorem jesteśmy u oo. Marianów. Przychodzi dużo ludzi, siedzą z nami księża. Czuje się, że dla tej parafii jest to wydarzenie. O. Aleksiej pokazuje znakomity film o początkach życia. Spotykamy osoby, które ukończyły już szkolenia Galiny. Są bardzo zaangażowane, może z czasem powstanie tutaj centrum rodziny?

Po raz pierwszy bezpośrednio "dotykam" dramatu wywołanego przez tzw. spiralę czyli wkładkę domaciczną. Jest to środek wczesnoporonny, powodujący wiele powikłań. Powoduje stan zapalny śluzówki macicy, a tym samym uniemożliwia prawidłowe zagnieżdżenie się zarodka. W Polsce spirala była popularna w latach siedemdziesiątych. W USA wiele firm wycofało się z jego sprzedaży z powodu wysokich odszkodowań dla kobiet. W Kazachstanie jest to nadal najbardziej popularny środek tzw. kontroli urodzeń. Po spotkaniu, siedząca obok mnie kobieta, cicho pyta: - Co jest lepiej zrobić, założyć spiralę czy przerwać ciążę? Zdaję sobie sprawę z dramatyzmu tego pytania, ale muszę mówić prawdę. Odpowiadam więc również cicho: - Problem w tym, że to jest to samo! Ona rozumie, ale widać, że nie widzi pozytywnego wyjścia i jest jej bardzo trudno. Męczy mnie pytanie - Jak pomóc tym kobietom? Jak ratować ich poczęte dzieci? Jedno spotkanie nie wystarczy, tutaj potrzebna jest katolicka poradnia rodzinna.

Ludzie są bardzo serdeczni, kobiety pilnują, bym po ciemku nie poślizgnęła się na lodzie. Ojcowie Marianie stawiają znakomitą kolację, racząc nas m. in. kazachskimi pierogami z mięsem, które tutaj nazywają się mouty.

IMG 1722

FOT. Spotkanie u oo. Marianów

W KARAGANDZKIM KARMELU

Nocuję u ss. Karmelitanek. Jest ich tutaj 12, Polki i miejscowe po połowie. Wieczorem długo jeszcze rozmawiam w rozmównicy z Matką Przełożoną s. Eugenią od Miłosierdzia Bożego. To fascynujące, że one tutaj są i tak wiele robią dla ludzi, chociaż żyją w zamknięciu, całkowicie zdane na ludzką pomoc i łaskawość. Matka opowiada mi, jak udało się pomóc rodzinie jednego z pracowników. Rano przychodzą wszystkie siostry. Krata zupełnie nam nie przeszkadza. Są takie radosne i szczęśliwe! Modlą się za poczęte dzieci. Obiecują modlić się i za nas.

IMG 1732

FOT. U ss. Karmelitanek w Karagandzie

JEDZIEMY NA PÓŁNOC

Step jest dość monotonny. Na razie droga jest bardzo dobra. Czeka nas jeszcze kilkanaście spotkań. Dzisiaj wieczorem, gdzieś na trasie, mam się spotkać z abp Tomaszem Petą. Mam nadzieję, że nasza pomoc w obronie życia w Kazachstanie przyniesie obfite owoce.

Step po pewnym czasie staje się nudny, chociaż mnie nadal fascynuje. Trzeba tylko pamiętać, że tutaj nie ma przy drodze toalet ani nawet zwykłych krzaczków, a pojedziemy kilka godzin. O. Aleksiej uświadamia mi, że wczesną wiosną zdarzają się burze śnieżne, tzw. burany, na co zdecydowanie nie ma ochoty. Ja także! Chociaż kierowcą jest znakomitym, a po tym lodzie trzeba umieć jeździć, aby pozostać żywym.

Kolejne spotkanie i Msza św. ma być w wiosce o nazwie Nowo Kubanka (od rzeki Kubań). Rozmawiamy i pokazujemy film. Po spotkaniu zwraca się do mnie kobieta, która przyszła z dorosłą córką. Chce się poradzić, bo ma dużą cystę w macicy. Ze łzami mówi: - Okazało się, że po porodzie lekarz założył mi spiralę. Ja o tym nic nie wiedziałam. Minęło tyle lat. Spirala wrosła, co ja mam robić? Księżą mówili mi już wcześniej, że takie sytuacje się tutaj zdarzają, ale jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Teraz sama widzę, jak wielkie jest cierpienie i krzywda tych kobiet.

W kolejnej wsi - Szortandy, gdzie pracują siostry szarytki, spotkanie o. Aleksiej prowadzi sam, bo na mnie czeka ks. abp Tomasz Peta. Jest Polakiem, pochodzi z Inowrocławia i od razu przyznaje, że pamięta mnie z jednego ze spotkań kilkanaście lat temu. Teraz jest obywatelem Kazachstanu i jest odpowiedzialny za Kościół w tym kraju. Bardzo mu zależy na podjęciu systematycznej pracy w obronie życia, na powstaniu poradni, chociaż to jeszcze długa droga. Rozmawiamy o możliwościach dalszej współpracy oraz o planowanym na wrzesień kongresie HLI, którego jest wielkim entuzjastą. Pracując wiele lat w Kazachstanie zdaje sobie sprawę, że tutejszym ludziom potrzebna jest pomoc i wiedza. Dziękuję za zaproszenie i wsparcie obrony życia.

IMG 1792

FOT. Z Ks. Abp Tomaszem Peta oraz o. Aleksejem

KOSULTACJE

Rozmowy z kobietami - wieczorem, nocami, wczesnym rankiem. Czasu nie ma wiele i one o tym doskonale wiedzą. Zdają sobie sprawę, że jeśli nie postawią pytania we właściwym czasie, odpowiedzi mogą nie dostać nigdy. Są bardzo cierpliwe.

A ja jestem przerażona, bo widzę ogromne cierpienie tych kobiet, którego wcale nie powinno być. Odpowiedzialność za poczęcie dziecka bardzo często jest spychana na kobietę, która ma "obowiązek coś z tym zrobić". Mężczyźni ciężko pracują, muszą być twardzi i piją, aby nie myśleć. Większość kobiet (zwłaszcza starszych) w swoim życiu przerwała ciążę i to niejednokrotnie. To w sowieckim stylu była i jest najłatwiej dostępna metoda planowania rodziny. Ta rana jest bardzo głęboka i żywa. Tam, gdzie nastąpił powrót do Boga, pomimo bólu, powstaje szansa na uleczenie. Profesjonalnej terapii nie ma wcale. Ból pozostaje i bardzo różnie się uzewnętrznia. Księża zwracają uwagę na fakt, iż nierzadko zdarzają się sytuacje, gdy matka czy teściowa kategorycznie żąda aborcji u córki czy synowej lub zmusza ją do założenia spirali.

W Kościele ciągle się mówi, że nie wolno zabijać dzieci, ale życie toczy się własnym trybem. Młode, często jeszcze niezamężne, dziewczyny już w pełni tkwią w tej spirali śmierci. Jedna z nich zapytała mnie, czy będzie mogła mieć dzieci, jeśli w ubiegłym roku miała ciążę pozamaciczną. Uratowano jej życie w ostatnim momencie, ale straciła jajowód. Po chwili przyznała, że nie ma też jajnika z drugiej strony, gdyż miała długotrwałe stany zapalne i cystę, co skończyło się na operacji. Cały czas stosowała "tylko" spiralę. Teraz jej chłopak myśli o ślubie, ale ona się boi, że się z nią nie ożeni, jeśli nie będzie mogła dać mu dzieci. Ta młoda, śliczna dziewczyna absolutnie nie zdaje sobie sprawy, że przyczyną jej kłopotów ze zdrowiem i utratą płodności jest stosowanie spirali. O wstrzemięźliwości przed ślubem też nie było mowy. Teraz ze swoim dramatem zostaje sama.

IMG 1772

FOT. Spotkanie w Nowo Kubance

MIEJSCA ZSYŁKI

Te wioski i chałupy, w większości drewniane, rozsypane po stepach, niezwykle mnie przyciągają. Ciągle myślę, jak można było przeżyć w tych warunkach, gdy całe rodziny wysadzano z pociągów na maleńkich stacjach, gdzie nie było praktycznie niczego. Dzisiaj są tam wioski. Domy są bardzo schludne i najczęściej pomalowane na biało i niebiesko. Śnieg potrafi przykryć tutaj całe chaty i to w ciągu jednej nocy. Wszędzie jest doprowadzony prąd, ale często go nie ma. Pytam się czy przy minus czterdziestu nie zamarzają im rury. Jakie rury? Okazuje się, że w tych chatach kanalizacji nie ma i nigdy nie było. Woda jest w studni i jak ktoś jej potrzebuje, musi sobie naciągnąć. W wielu wsiach woda jest słona i nie nadaje się do picia ani dla ludzi, ani dla zwierząt. Słodką trzeba wozić z daleka. Najtrudniej jest latem, gdy przez miesiąc jest plus czterdzieści stopni. Zimą wystarczy stopić śnieg. Jak jest buran, łatwo stracić poczucie kierunku nawet na własnym podwórku, a zgubienie się w zadymce i ostrym mrozie oznacza pewną śmierć. Aby pójść do wychodka za domem trzeba się wówczas przywiązać na stalowej lince. Jeśli ktoś zachoruje, trzeba się ratować własnymi sposobami.

Wielu ludzi wyemigrowało. Nie wszyscy jednak chcą opuszczać swoje domy. Zdają sobie sprawę, że nikt na nich z pierogami nie czeka. Nie znają języka, a nauka łatwo nie przychodzi. W domu mówią po rosyjsku, ale czują się Polakami. Czasem mówią: - wolę być Polakiem w Kazachstanie, niż Ruskim w Polsce.

IMG 1872

FOT. Typowe zabudowanie: dom, studnia, obora i talerz satelitarny.

ZIELONA GÓRA

Kokczetaw to inaczej Zielona Góra. W tym miasteczku uczy się wielu młodych z zapadłych wsi. Kościół jest piękny, duży i nowoczesny. Zachwyca mnie tabernakulum w kształcie białej, świątecznej jurty. W małych domkach obok kościoła mieści się Wspólnota Błogosławieństw. Mieszka tu dwóch ojców benedyktynów ze Szwajcarii, którzy bardzo się starają nauczyć języka rosyjskiego, ale kiepsko im to idzie. Tak czy inaczej jakoś się dogadujemy. W tej wspólnocie są również siostry i osoby świeckie. Gości mnie Tania, która wychowuje dwoje dzieci po śmierci ich matki. Wszyscy się wzajemnie wspierają, jak w kochającej się rodzinie. Prowadzą wiele dzieł, opiekują się młodzieżą, biednymi rodzinami, aktywnie uczestnicząc w życiu tej miejscowości.

Na spotkanie po wieczornej Mszy św. przychodzi dużo ludzi. O. Aleksiej przedstawiając mnie mówi: - Pani Ewa dobrze mówi po rosyjsku, ale jeszcze o tym nie wie. Uśmiecham się. Rzeczywiście pora, aby bardziej uwierzyć w siebie. Puszczamy film, jest dużo pytań i znakomita dyskusja. Tutejsi ludzie mogą liczyć na pomoc i doradztwo Wspólnoty Błogosławieństw, to się od razu wyczuwa.
 

ZŁOTA RĄCZKA

Ks. Krzysztof Kuryłowicz TChr w Czkałowie, jednej z największych polskich parafii, to prawdziwa złota rączka. Ma wyjątkowe zdolności techniczne. W kościele zamontował nowoczesny system, który zimą grzeje, a latem chłodzi. Razem z parafianami produkuje jakieś elementy drewniane. Potrafi uszyć albę i ornat. Jest niezwykle ruchliwy, pracowity i serdeczny. Osobiście smaży dla nas znakomite naleśniki z serem.

Na spotkanie przychodzi sporo starszych kobiet. Te babcie, które się modlą, mają takie cudowne, klarowne oczy, chociaż większość z nich miała bardzo ciężkie życie. To one przeniosły wiarę przez najcięższe lata ateistycznych represji. Przyprowadzają do kościoła swoje wnuki i uczą modlitwy. Zawsze są chętne do pomocy. Próbowałam odwołać się do ich obecności w rodzinie namawiając, aby zaangażowały się bardziej w ochronę życia swoich wnuków i prawnuków. Znakomicie mnie rozumiały, kiwały głowami i uśmiechały się. One świetne wiedzą, co to jest przerwanie ciąży. Na koniec jedna z nich, rozłożyła ramiona i stwierdziła, że niewiele może. Ale jestem pewna, że poszła do domu z niepokojem wielkiego zadania.

IMG 1903

FOT. Spotkanie w Czkałowie

CHŁOPAKI U REDEMPTORYSTÓW

W Dzień Świętości Życia - 25 marca - dojechaliśmy do Pietropawłowska, prawie pod rosyjską granicą. Tutaj zdecydowanie przeważa ludność rosyjska. W ogóle miałam wrażenie, że niczym się to od Syberii nie różni, nawet tajga podobna. W starym parku w centrum odnowiono wolno stojącą katolicką kaplicę. Domek obok zajmują siostry redemptorystki. Musieliśmy wstać bardzo wcześnie, aby do nich dojechać na Przyrzeczenia Duchowej Adopcji. Przyjęli je wszyscy obecni na Mszy św. Spotkanie też było bardzo udane.

O. Andrzej Michoń, redemptorysta, przyjął nas bardzo gościnnie. Kościół jest duży, a ludzi coraz mniej, bo wielu wyjechało. Pamiętam o. Kotlińskiego, który przywoził kobiety z tej parafii na nasze szkolenia do Gdańska już w 1995 roku. Odwiedzamy też ss. Miłosierdzia, które pomagają młodym kobietom w ciąży w najtrudniejszych sytuacjach oraz opiekują się grupą studentek.

Na wieczorne spotkanie przychodzi też grupka chłopaków, którzy pochodzą z katolickich rodzin, uczą się w tym mieście i mieszkają u oo. redemptorystów. Była to pierwsza męska grupa podczas całej naszej podróży. Pewnie wyrosną na dobrych, kochających ojców, których we wszystkich krajach byłego Związku Sowieckiego, tak trudno znaleźć. Z radością obserwowałam, jak delikatnie i z wielką troską przekazują sobie model 14 tygodniowego dziecka poczętego.

IMG 1934

FOT. Spotkanie u oo. Redemptorystów - chłopaki oglądają model "małego Jasia"

BURAN

W sobotę mamy wolne, bo zgodnie z tradycją jest to dzień "bani" czyli sauny. O higienę trzeba dbać i nikt tam brudny nie chodzi. Ale sobota to dzień zastrzeżony dla rodziny i w tym czasie nikt na żadne spotkane nie przyjdzie. Mamy tylko dojechać do sanktuarium w Oziornoje, ale zapowiadają buran. Niezbyt wesoła perspektywa, a przed nami boczna, nieasfaltowana droga, która szybko robi się nieprzejezdna. Wyruszyliśmy rankiem, główna droga była dość dobra, chociaż na dużych odcinkach mocno oblodzona. Wiatr wiał coraz mocniej, momentami zasłaniając widoczność i przesypując zaspy. Mocno zamrożone ziarenka śniegu wcale się nie sklejają. Są podobne do piasku na pustyni, który wiatr przesypuje tworząc wydmy. O. Aleksiej musiał naprawdę mocno trzymać kierownicę. Z naprzeciwka z tumanu śniegu wyłonił się duży TIR. W ułamkach sekundy dostrzegłam, że traci przyczepność i leci na nas bokiem. Wyrównał - doświadczony kierowca. A może to Anioł Stróż machnął swoim skrzydłem? O. Aleksiej wyszedł z tego mokry aż do skarpetek. Potem twierdził, że był gotowy uciekać w pole, ale to także niebezpieczne, więc jeszcze czekał. W takich chwilach nie ma czasu na zastanawianie się, co robić. Widocznie jeszcze mamy coś do zrobienia na tym świecie.

IMG 1938

FOT. Początek buranu i ciężarówka

Dojechaliśmy do wsi Kellerowka i o. Aleksiej próbował przejechać boczną drogą, ale po emocjonującym przebiciu się pędem przez pierwszą wysoką zaspę, dalsza droga okazała się niemożliwa. Wróciliśmy na plebanię, dokoła której zaspy były imponujące, na jakieś trzy metry wysokości. Siedząc przy herbacie czekaliśmy na wieści z Oziornoje. Po ponad godzinie przyjechał ks. proboszcz z wikarym. Siedli przy stole i całkiem poważnie zapytali: - Pani Ewo, co robimy? Teraz powinniśmy przejechać, ale jest buran i jutro nie ma żadnej gwarancji, że uda się nam stamtąd wydostać. Ale zapraszamy do nas i ks. Arcybiskup także bardzo chciał, aby Pani przyjechała do narodowego Sanktuarium Matki Bożej. Wiedziałam, że jutro, czyli w niedzielę, mieliśmy jeszcze ok. 400 km do przejechania z powrotem do Astany, a nocą powrotny samolot. Jezu ufam Tobie! Maryjo czuwaj nad nami! Sprawdziłam tylko, do kiedy mam wizę i zdecydowaliśmy się jechać ich samochodem. Był to prawie nowy Łaz, wyglądem nieco przypominający starą polską Nysę. Od lat sześćdziesiątych Rosjanie nic nie zmienili w jego konstrukcji. Żadnej elektroniki, żadnych subtelnych ulepszeń - wszystko można naprawić u miejscowego kowala. I to naprawdę jedzie w warunkach syberyjskich!

Przebijaliśmy się przez wysokie zaspy dość szybko, chociaż widoczność była bardzo słaba. W połowie drogi natrafiliśmy na osobowe samochody, które ugrzęzły. W takich sytuacjach pozostaje łopata, którą każdy ze sobą wozi. Trzeba kopać, aż się wyjedzie, tylko nie wiadomo jak długo! Podziwiałam ogromne doświadczenie kierowców, którym wystarczyło zaledwie kilka słów, aby każdy wiedział, co robić. A kwestia wzajemnej pomocy jest tam tak oczywista jak oddychanie. Przeciągnęliśmy ich i dojechaliśmy!

IMG 1995

FOT. Buran i pomoc na drodze

NARODOWE SANKTUARIUM MARYI MATKI KOŚCIOŁA

Oziornoje to największa polska parafia w Kazachstanie. Tutaj i w najbliższe okolice wywieziono ok. 1500 Polaków z Ukrainy w 1936 roku i podczas wojny. Był głód, mróz i wielu umierało. I wtedy, 25 marca 1941 roku, w Dzień Zwiastowania woda z roztopów utworzyła duże jezioro o długości 5 km i głębokości do 7 m., do tego pełne ryb. Ludzie nie zastanawiali się nad samym zjawiskiem przyrodniczym, dla nich był to wymodlony cud Matki Bożej, który uchronił ich od głodu i śmierci. Dzisiaj Oziornoje jest narodowym sanktuarium Matki Bożej. W 1990 roku powstała tutaj parafia i wybudowano kościół. To tutaj ks. Abp Tomasz Peta był proboszczem w latach 1990 - 1999. Tutaj także w 1995 roku ks. bp Paweł Lenga powierzył Kazachstan i Azję Środkową Matce Bożej. Duży dom rekolekcyjny pozwala latem organizować Spotkania Młodych.

Wiało coraz mocniej. Wieczór spędziłam u ss. Karmelitanek. Obecnie w małym domku mieszkają tam trzy siostry z Polski, z macierzystego domu w Częstochowie, uśmiechnięte i szczęśliwe. Obok buduje się nowy, duży klasztor. Opowiadałam im przez kratę o spotkaniach z Ojcem Świętym Janem Pawłem II oraz o globalnych zagrożeniach ludzkiego życia i rodziny. Obiecały modlić się także za nas. Wierzę, że Pan Bóg ich próśb wysłuchuje w pierwszej kolejności.
Dość późno wracałam z o. Aleksiejem do domu na piechotę. Buran hulał w pełni. Przejście ok. 150 metrów było trudne. Wirujący śnieg całkowicie oślepiał, chociaż było tylko minus 4 stopnie, bo to przecież już wiosna.

Od razu uprzedzono mnie, że woda w kranie nie nadaje się do picia. Rano nie było żadnej, ale buran ustąpił i zaczęło wyglądać słońce. Pełna nadziei i nieumyta poszłam na śniadanie i do kościoła.

Z rozrzewnieniem słuchałam, jak podczas polskiej Mszy św. z wielkim przejęciem i trudem starsze kobiety czytają lekcję i modlitwę powszechną po polsku, z takim pięknym śpiewnym, wschodnim akcentem. Proboszcz jednak stwierdził, że mam mówić po Mszy św. w kościele, ale po rosyjsku, aby wszyscy zrozumieli. Trzeba przyznać, że tamtejsi ludzie są bardzo wdzięcznymi słuchaczami. Pomagają tam siostry Służebniczki Wielkopolskie, które zapraszają nas na obiad. Spotykam tez kobiety, które już są na szkoleniach Galiny. Tak bardzo chciałabym, aby właśnie tutaj powstała poradnia rodzinna.

IMG 2008

FOT. Spotkanie w Oziornoje

POWRÓT

Droga była całkiem zasypana, ale okazało się, że można przejechać dookoła, chociaż ok. 70 km dłuższą drogą. Wsiedliśmy więc znowu z ks. proboszczem do Łaza, tłukąc się po dziurach i przepychając przez zaspy wróciliśmy do Kellerowki. Matka Boska czuwała nad nami!

Dalsza droga była dobra, więc na głównej autostradzie postanowiłam się przespać w samochodzie, bo na lotnisku miałam być o drugiej w nocy. Spałam mocno i słodko przez półtorej godziny z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Gdy się wreszcie obudziłam, o. Aleksiej popatrzył na mnie i powiedział: - Jak to dobrze, że Pani spała, po drodze był taki buran, że drogi nie było widać, a wiatr był taki silny, że naprawdę bałem się, iż zepchnie mnie na barierki. Na pocieszenie zaproponował mi kumys (kobyle mleko) lub szybat (mleko wielbłądzie). Nie miałam na nie ochoty i jak się okazało słusznie, bo tacy jak my mogą mieć po tym poważne kłopoty żołądkowe.
Na lotnisko zdążyłam, odprowadzona przez niezwykle życzliwych franciszkanów, o. Pawła i o. Alekseja.
 

PODSUMOWANIE

Obecnie Kazachstan ma ok. 15,5 miliona obywateli. Nie jest to dużo na tak olbrzymie przestrzenie i trudne warunki życia. Dzieci jednak rodzi się coraz mniej. Aborcja na żądanie kobiety jest legalna do 12 tygodnia ciąży. Praktycznie bardzo łatwo ją zrobić. Według oficjalnych danych abortuje się tutaj 150 tys. dzieci rocznie. Liczba ta nie jest pełna, ponieważ zwłaszcza rodziny muzułmańskie starannie ukrywają ciążę niezamężnych kobiet, aby uchronić je od poważnych sankcji, jakie przewiduje islam. Tym samym liczba przerwań ciąży jest znacznie większa. Ok. 30% kobiet w wieku rozrodczym ma założoną spiralę, w miastach coraz więcej kobiet stosuje środki hormonalne. Dziecko musi mieć bardzo dużo szczęścia, aby przeżyć i się urodzić. Sytuacja demograficzna wchodzi w fazę kryzysową.

Co możemy zrobić, aby pomóc tym kobietom, dzieciom i biednym rodzinom w Kazachstanie?

Z pewnością razem możemy zrobić bardzo wiele, wystarczy tylko naprawdę chcieć!